Wegetarianie zakochani w mięsie

Od razu zaznaczam, że jestem mięsożercą. Nie wyobrażam sobie dnia bez mięsa. Lubię prawie każdy rodzaj tego przysmaku.
Czemu chcę się wypowiedzieć w temacie wegetarian?
Ponieważ zamykanie się w swoim temacie, w którym czujemy się dobrze i komfortowo, nie jest rozwijające :)

No tak, ale ktoś powie: czemu mam zmieniać coś z czym jest mi dobrze?

(Człowiek zmienia się całe życie – o tym też kiedyś napiszę – jak sobie z tym radzić.)

Jeżeli nie próbuję czegoś nowego – nie rozwijam się.
Jest to istotne dla osób, które chcą pracować nad sobą, np.:
  • chce wzbogacać swoją wiedzę,
  • doświadczenia
  • zrobić z siebie bardziej wartościowego człowieka.

Dlatego wierna i zakochana w mięsie postanowiłam zbadać temat na własną rękę.

wegetarianie zakochani w mięsie

Zaczęłam od internetu – aktualnie najbardziej powszechnego źródła wiedzy. Szukałam artykułów – dlaczego ktoś się decyduje na wegetarianizm.

Najczęściej są to osoby, które czują dyskomfort w zjadaniu zwierząt.

Pierwsze: chcą swoją dietą skrócić im cierpienie – ten sposób myślenia sprawia, że wyskakuje mi ironiczny uśmieszek na twarzy. Zwierzęta były, są i będą zabijane. To czy jesz mięso czy nie – nie uratuje im życia. Sposób wybierania mięsa – prędzej. Jeżeli komuś naprawdę zależy, żeby warunki zabijania zwierząt się poprawiły. To powinien wybrać żmudną i trudną drogę, jaką jest zmienianie mentalności ludzkiej i standardów/schematów uboju. O ile w cywilizacyjnych krajach nie wygląda to tragicznie, tak w krajach biedniejszych jest to przerażające.

Od razu sprowadzę na ziemię tych, którzy żyją gdzieś myślami w świecie na którym nie ma żadnego zabijania zwierząt. Taki świat nie może istnieć i wie to każdy hodowca, rolnik, farmer, zoolog, weterynarz, leśniczy itd. 

Kiedyś natknęłam się na bloga mężczyzny, który postanowił udowodnić sobie i innym, że da się żyć nie kupując jedzenia – jedynie samemu je produkować lub pozyskiwać. Wiązało się to z dużym przedsięwzięciem jakim jest prowadzenia własnego gospodarstwa rolnego. Koleś ma żonę i dzieci, także duża odpowiedzialność podjętej decyzji. Miał pole na którym uprawiał jakieś roślinki, ogródek na warzywka, drzewka, krzaczki. Jajka są ważne w diecie – także miał kury, mleko też jest podstawą – pojawiają się kozy i jakieś inne zwierzątka. Ogólnie napisał, że nie chciał zwierząt hodować na mięso tylko dla jajek, mleka, sera. Jako początkujący hodowca szybko nauczył się, że aby stado było zdrowe i zachowało harmonię trzeba co jakiś czas któreś ubić. W ten brutalny sposób pojawia się mięso. Jak ktoś miał styczność z racją mięsa z jednej świni lub kozy, ten wie ile tego mięsa i podrobów z tego wychodzi.

Taka kolej rzeczy jest od wieki wieków w naszej kulturze. Podkreślam to, ponieważ do tej myśli jeszcze wrócę.

Wracając do powodów dlaczego ktoś jeszcze nie chce jeść mięsa.
Osoby delikatne, wyjątkowo wrażliwe – zobaczyły na własne oczy jak zwierzątko umiera lub jest zabijane. Naprawdę rozumiem, że takie wydarzenia dla tego typu ludzi może być traumatyczne. W takim stopniu, że zakłada się blokada psychologiczna i choćby się zmusił – może nie funkcjonować z tym dobrze.
Buntownicy – kolejny powód najczęściej wśród młodych osób. Do końca nie rozumieją o co w tym wszystkim chodzi. Chcą być inni albo przynależeć do grupy i zostają wegetarianami, weganami itd. Zazwyczaj to mija samo z siebie, zwyczajnie się nudzi. Jednak jest to o tyle niebezpieczne, że ludzie młodzi nie potrafią zapanować nad balansem diety. Wynikiem tego jest niedobór witamin i innych elementów ważnych do prawidłowego rozwijania się organizmu młodego człowieka. Tu wyczuleni powinni być rodzice. Nie zakazujcie, ale jak tylko dziecko wam wpadnie na taki pomysł to poczytajcie jakie zamienniki powinny pojawić się w diecie. I tutaj bywa tak, że jak dziecko zobaczy szpinak itp. to mija jemu ochota na zabawę w wegetarianizm.
Co innego jeżeli ktoś nie je mięsa, ponieważ jego rodzice nie jedzą i tak jest wychowywany. Ufam, że opiekunowie takiej osoby są na tyle obyci w tej praktyce, że umieją mądrze zadbać o dietę dziecka. Warto im także przypomnieć, że dziecko ma także wybór tak jak oni mieli. Jeżeli chce zacząć jeść mięso – nie powinni mu zabraniać, jedynie pomóc i uświadomić jak jeść mądrze.
Kolejny powód to – ludzie są roślinożercami. Jest gdzieś w internecie całe zrzeszenie głoszące tę teorię. Nim przystąpiłam do eksperymentu – zajęłam pozycję: dobrze, załóżmy że tak jest.
Ciężko mi to uciąć w tym miejscu, ale będzie to wnioskiem na koniec.
Rzadszy powód to mięso obciąża organizm – bez mięsa człowiek czuje się lżej.
Jest jeszcze kilka innych powodów dla których ktoś nie je mięsa, ale na tym zakończę. To ten powód chcę najbardziej przetestować i z takim nastawianiem przestałam jeść mięso z dnia na dzień. 
Rodzina i bliscy patrzyli na mnie z niedowierzaniem gdy oznajmiałam, że nie jem mięsa lub odmawiałam kawałka schabowego. Na początku zakładali, że po kilku dniach wrócę do normy. Dopiero po miesiącu zaczęli to traktować poważnie.
Baked vegetables in a dish on wooden background
Nie ustalałam czasu swojego testowania. Nie wiedziałam po jakim czasie zauważę różnicę. Jedni pisali że po tygodniu inni że po miesiącu. Ostatecznie 3 miesiące nie jadłam mięsa – tylko mięsa. Jak to żartobliwie mówiłam – tego biegającego.
Pierwsze dni – po prostu ignorowałam istnienie mięsa. Nie było to zbyt trudne, pomagał mi w tym okres letni, czyli dostęp do świeżych owoców, które również bardzo lubię. Popełniłam podstawowy błąd jaki można popełnić. Przez to że momentalnie przestałam jeść mięso, zabrakło czasu na to, żeby usiąść i ustalić dokładny skład potraw zamiennych. Głodu nie odczuwałam, ale czułam się dziwnie, miewałam często zawroty głowy, dłonie mi się trzęsły, męczyłam się szybko. I z czasem stawało się to bardziej dokuczliwe. Pięknego dnia usiadłam i poczytałam czy są to efekty tego co się domyślałam.
Tego typu efekty odczuwają osoby, które mają niedobór żelaza.
Żelazo jest o tyle paskudnym składnikiem, ponieważ wchłania się dobrze tylko w towarzystwie odpowiednich innych składników.
Jak człowiek mało wie o wpływie tych substancji na organizm. Dopiero jak odczuje delikatne sygnały wysyłane z organizmu – zaczyna go słuchać. To pierwszy cenny dla mnie wniosek, może niewielki, może nie planowany – bo przecież mogłam ustalić co jeść żeby nie doprowadzić do niedoboru, ale mój osobisty. W tym samym dniu zapewniłam sobie odpowiedni posiłek i na drugi dzień czułam się silniejsza 🙂
(O żelazie i jego wchłanianiu napiszę oddzielny wpis.)
Kolejne dni mijały podczas wymyślania nowych dań dla siebie, żeby były tanie, zjadliwe i dostarczały jak najwięcej składników mojemu organizmowi. Czułam się dobrze, okres tęsknoty za dobrym mięskiem przyszedł nagle i nagle się skończył. Miałam za dużo zabawy w potrawach bezmięsnych. Zaczęłam łatwiej kontrolować czas snu, nie potrzebowałam drzemek, ani nie czułam się ospale. Jak trzeba było wstać – wstawałam. Wcześniej miałam problem z nadmiernym apetytem. Jadłam za duże porcje lub za często. Nie miałam siły tego kontrolować. Przy tej formie diety, nie dość że jadłam mniejsze porcje i tylko wtedy jak był czas – to miałam cykl 5 posiłków dziennie. 
Jakie mogę wymienić plusy nie jedzenia mięsa:
  1. Łatwiejsza kontrola wagi
  2. Brak potrzeby na drzemkę
  3. Narzucone dostarczanie większej różnorodności minerałów i witamin naturalnych.
  4. Dostrzeganie potrzeb organizmu
  5. Spokojniejsze sny
  6. Więcej energii
  7. Łatwiejsze myślenie 
  8. Powiększanie wiedzy na temat żywienia
Turkey with leaves and oranges for christmas and thanksgiving
Nie żałuję podjętej decyzji, chętnie jeszcze powtórzę ten eksperyment. 
Oczywiście wróciłam do mięsa. Jednak inaczej patrzę na przygotowywane posiłki.
Przede wszystkim dostrzegłam namacalnie że człowiek je za dużo. Wydaje nam się, że potrzebujemy dużo pożywienia. Mówi się, że człowiek je oczami. Zgadzam się z tym. Ciężko dać radę komuś kto chciałby zacząć jeść mniej. Powinien więcej czasu poświęcać analizowaniu posiłków. Zmniejszyć o przynajmniej 1/3 lub 1/2 porcji, jeść wolniej i unikać ulepszaczy smakowych – w tym cukier i sól, bo one zwiększają uczucie głodu. Jak ktoś zwróci uwagę – te ulepszacze są także w mięsie. Dlatego osoba jedząc mięso ma większy apetyt. 
Druga rzecz, nie urozmaicamy jedzenia. Bawmy się składnikami. Z domów często wynosimy tylko kilka – kilkanaście przepisów, większość opierająca się na tych samych składnikach. W mięsie nie znajdziemy wszystkich elementów i witamin – dlatego odczuwamy niedosyt. 
Po trzecie: jakość – najważniejszy wniosek. Lepiej zjeść mniej, rzadziej, ale lepszej jakości. Mięso lepiej kupić od gospodarza lub na targowisku, w każdym rejonie jest sprawdzony dostawca. Mamy większą kontrolę nad tym skąd pochodzi mięso i co tam może się znajdować. W dyskontach mięso nie jest najlepszej jakości, kurczak ma dużo wody w sobie, ryby nie są pierwszej świeżości. 
Złe proporcje na talerzu. Zazwyczaj głównym gościem jest mięso i ziemniaki. Błąd – osoby, który słyszały coś na temat kwasowości i zasadowości organizmu 🙂 wiedzą dlaczego, (o tym napiszę kolejny wpis). Na talerzu powinno być więcej warzyw, zamiast ziemniaków można dodać brokuły lub kalafior, do mięsa można podać sos żurawinowy itd. Już proporcja się zmienia. 
Mało płynów – statystycznie człowiek za mało spożywa płynów. Nie mam na myśli samej wody, ale naturalnych soków, herbat, ziół, soczystych owoców itd.
Za mało orzechów, nasion, grzybów, ziół, przypraw, jajek, mleka, serów.
W swoim pożywieniu staram się włączyć te składniki, mięsa nie jem już codziennie jak kiedyś, ale okazjonalnie i to też takie lepsze – wzbogacone grzybami, owocami, warzywami czy orzechami. Częściej jem ryby szczególnie te bogate w omegę. Duża różnorodność składników, daje mi uczucie że jest tego dużo. Automatycznie najadam się szybciej.
1
Wracając do owej roślinożerności u ludzi. Jeżeli ktoś szuka bodźca do nie jedzenia mięsa i ten powód mu to zapewnia. Dobrze, ale niech nie czyta dalej wpisu.
Człowiek od wielu wieków w naszej kulturze ma wpisane spożywanie mięsa, już od czasów jaskiniowców. Dlatego nasz układ pokarmowy jest przystosowany do wszystkożerności. Kiedyś ktoś powiedział mi, że jesteśmy roślinożercami, bo mamy długi układ pokarmowy. No i na tym się kończy podobieństwo, poza tym że mamy przystosowany żołądek do trawienia roślin – chwała nam za to. To posiadamy jednokomorowy żołądek – specyficzna cecha dla mięsożerców. Podkreślę jeszcze raz, że jesteśmy wszystkożercami. Mamy układ pokarmowy wypośrodkowany pomiędzy mięsożercami, a roślinożercami. Mamy to szczęście, że możemy mieszać tak wiele smaków i składników! Przez co nasz organizm może być w większym stopniu skomplikowany 🙂 Nie upraszczajmy go do roślinności.
Jako ciekawostkę mogę przytoczyć, że odkryto grupę ludności w Azji, którzy rzeczywiście posiadają różniący się od naszego – układ pokarmowy. Nastawiony do trawienia roślin, ale spowodowane jest tym, że w ich kulturze od stuleci je się głównie rośliny.
  1. Jedzmy mięso – ale sprawdzone, mniej chemii, mniej antybiotyków, naturalnie hodowane.
  2. Dzięki świadomym wyborom mamy wpływ także na propagowanie humanitarnego sposobu zabijania zwierząt.
  3. Zastępujmy porcje mięsa – rybami.
  4. Zmniejszajmy porcje na talerzu.
  5. Urozmaicajmy talerz o grzyby, orzechy, zioła, owoce, warzywa, zboże, kiełki i inne
  6. Pijmy więcej naturalnych soków, ziół, herbat
  7. Jedzmy wolniej
  8. Jedzmy mniejsze posiłki, ale częściej
  9. Jedzenie jest też sztuką 🙂

8 uwag do wpisu “Wegetarianie zakochani w mięsie

  1. Kiedyś serce waliło mi jak oszalałe 85/min. Zacząłem witarkę. Po kilku miesiącach tętno spadło mi do 59 (bez żadnych ćwiczeń). Można sobie wyobrazić co wtedy czułem. Nikt inny nie potrafiłby sprawić mi takiego prezentu, jaki sam sobie dałem. Wreszcie zacząłem się czuć jakbym znowu miał 18 lat. Ale takich rzeczy weganizm nie robi, tylko witarianizm.

    Polubienie

  2. z tego co wiem 59 dla mężczyzny to za niskie tętno 😛 chociaż zależy jaką masz jeszcze budowę i wzrost.
    Nie testowałam witarianizmu, może poświęcę mu później więcej uwagi. Kolejne tygodnie eksperymentu może dobrze mi zrobią 🙂

    Polubienie

    1. Umówmy się, że mam inne zdanie na temat tetna. Moje jest takie, że jest to ten czynnik, który w najwiekszym stopniu dobrze świadczy o zdrowiu. jest multum ludzi mających poniżej 50 (sportowcy), a rekordowo niskie wyniki około 30.
      Ps. nie słuchaj lekarzy, oni mają bardzo niską srednia długość życia!

      Polubione przez 1 osoba

  3. Jeśli chodzi o długość życia to nie wiem czy sportowcy uprawiający wyczynowo sport nie mają właśnie krótszego życia niż lekarze.
    W każdym razie ,tak jak napisała iwilwarin , tętno zależy od różnych czynników i uwarunkowań. Długość życia w największym stopniu uwarunkowana jest genetycznie – co nie znaczy że jesteśmy zakładnikami swoich genów. Poprzez zmianę środowiska -a w tym diety – możemy uruchomić mechanizmy epigenetyczne , które są w stanie zmienić , lub nawet wyłączyć , niektóre genetyczne instrukcje „preinstalowane” w nas. I tak jak nie ma dwóch identycznych ludzi, tak nie ma idealnego przepisu na zdrowie i długość życia. Wydaje się, że każdy indywidualnie i samodzielnie musi odnaleźć dla siebie najbardziej korzystny zestaw środowiskowy , a w tym dietę , miejsce do życia, pracę …

    Dobrze płatna praca i siedzący tryb życia nie zawsze są – z punktu widzenia naszego organizmu, najlepsze.
    Kiedyś prowadziłem taki tryb życia, Praca była siedząca, dojeżdżałem samochodem wszędzie, duża odpowiedzialność i stres z nią związany sprawiały że często chorowałem i przy byle okazji nasilały się alergiczne objawy – katar, duszności. Po zmianie środowiska i trybu pracy, a także , co za tym idzie, trybu i pór odżywiania się ( wstawanie o 5tej rano , praca fizyczna, komunikacja piesza lub rowerem ) od tej pory cały organizm jakby odżył, nabrał wigoru witalności i to pomimo zmniejszenia racji żywnościowych , a także zmiany jakości jedzenia na bardziej owocowo-warzywne. Zniknęła większość objawów alergicznych i czuję się dużo młodszy niż wiek biologiczny na to by wskazywał. 😀

    Polubienie

  4. Niskie tętno sprzyja omdleniom, jeżeli wydarzy się to w nieciekawej sytuacji – 🙂 no cóż.
    Przy niskim tętnie trzeba uważać na to co się pije i je. Zbytnie rozrzedzenie spowoduje np. niedotlenienie.

    Praca siedząca jest zmora dzisiejszych czasów. Sama zmiana pracy nie rozwiązuje problemu w skali społeczeństwa – bo ciągle ktoś ją musi wykonywać.

    Polubienie

  5. Czytałem gdzies , że np Japończycy w trakcie dnia pracy mają dłuższe przerwy na ćwiczenia fizyczne – choć oczywiście robią to w grupach , jak to oni 😀 . Niemniej jednak to dobry sposób na wyrwanie się z rutyny biurowej

    Polubienie

    1. Tak, takie przerwy są super. W wielu innych zakątkach są godziny przerwy w pracy. W Polsce nie praktykowane i raczej niepopularne. Co prawda przerwy te są dla zjedzenia – lunch/obiad etc. Aczkolwiek w godzinę
      można jeszcze się drzemnąć i poprzeciągać solidnie 😀

      Polubienie

Dodaj komentarz